piątek, 30 września 2011

Man's Gin - Smiling Dogs




Z niewątpliwie sympatyczną muzyką blackmetalowego duetu Cobalt zetknąłem się już jakiś czas temu, zwabiony gościnnym udziałem Jarboe, ale nie była to rzecz która miała szanse zatrzymać się dłużej w moim playerze. Gdy odkryłem, że słuchany przeze mnie od dłuższego czasu Man's Gin w prostej linii wywodzi się z Cobalt, byłem zdziwiony - ale ostatecznie, gdy porównamy obie płyty i przemyślimy jedną w kontekście drugiej, dojdziemy do wniosku, że to raczej konsekwentny rozwój i próba szukania innych, ale równie szczerych środków wyrazu. Nie będę oszukiwał - mi akurat bardziej odpowiada stylistyka Man's Gin, która mieści się gdzieś pomiędzy grunge a alt country. Pierwsza część płyty przynosi mocne skojarzenia z Alice in Chains, Mad Season i Laneganem, a druga odrobinę bardziej przypomina shouthern rock. Urocza mieszanka heroiny i taniej whisky.

- z notatników

wtorek, 20 września 2011

Of The Wand & The Moon - Sunspot

Świerze. Dziś dopadłem i dopiero raz zdążyłem przesłuchać. Od tego utworu zaczyna się płyta.

piątek, 16 września 2011

Townes Van Zandt - St. John The Gambler

Steve Earle powiedział kiedyś o nim : "the best songwriter in the whole world and I'll stand on Bob Dylan's coffee table in my cowboy boots and say that. ". Jeszcze mam sporo jego płyt do przesłuchania i nastawiam się na to, że będą wśród nich zdecydowanie słabsze, ale Our Mother the Mountain skłania mnie w stronę podobnej opinii. Tyle, że ja w połowie września dalej chodzę w sandałach.



Wczoraj nie było piosenki, bo zmęczony otworzyłem piwo i znowu niespodziewanie zasnąłem z nim w ręku. Przepraszam.

piątek, 9 września 2011

House Of Pain - Fed Up

Kurwa mać! Nie zdążyliśmy na autobus do Wrocławia, a tym samym nie zdążyłem na koncert Greenwooda (na wejściówkach pisze, że nie wpuszczają po rozpoczęciu). Szczerze powiedziawszy, dziś wszystko robiłem biegiem, żeby wyrobić na ten koncert i czuję się wykończony psychicznie i fizycznie.


czwartek, 8 września 2011

Kentin Jivek - Le Diable Amoureux




Ostatnio dostałem z Apostazji spory pakiet płyt. Między nimi znalazłem niepozorny CD-r do którego załączony był list z prośba o recenzje i wyrażoną nadzieją, że dzięki niej uda się może autorowi zagrać w Polsce jakiś koncert. Zaintrygowany wsadziłem płytę do odtwarzacza poza kolejką i zostałem oczarowany od pierwszych dźwięków. W notce Kentin zaznaczył że to jego 5 (słownie piąty! ) album. Kompletnie nie rozumiem czemu do tej pory artysta nie osiągnął "sukcesu" na neofolkowej scenie, tak samo jak nie rozumiem dlaczego na discogs widnieje tylko jedna pozycja firmowana jego nazwiskiem - ale postaram się zdobyć trochę więcej jego płyt i zrobic co w mojej mocy by rozpropagować jego muzykę. (...)

- z moich notatników. fragment recenzji.


sobota, 3 września 2011

Kazuki Tomokawa - Kigi wa Haru

5:08. Siłą rzeczy to będzie wpis z syklu Kończę właśnie recenzję Trzech Palców i co by odpędzić senność popierdalam kawę na przemian z Tomokawą. Pozdrawiam wszystkich którzy też nie śpią!

czwartek, 1 września 2011

Death Grips - Beware

Wyjątkowo daję znów ten sam kawałek, bo trafiłem na oficjalny klip. Co by przestojów nie było, przed snem jeszcze dorzucę jakąś piosenkę.